wtorek, 21 stycznia 2014

Trampolina

W piatek zamowilam trampoline. Dzis dostarczyli. Dorian byl w przedszkolu. Mieli byc najpozniej o 10.30 a byli o 11. no coz... ale Karolcia spala wiec wciagnelam 2 pudla do ogrodu i szybko do pudelka w poszukiwaniu instrukcji. Slyszlam, ze robota straszna, wiec chcialam sie przygotowac. Zobaczylam i jazda, jakos poczulam, ze ide na zywiol. Ile dam rady tyle zrobie. O 11. 45 musze zapakowac Karolcie do rowerka i po Mlodego.
Rurki powsadzane troche zamotki bylo...ok stoi...teraz co? okragla mata i zaczepianie sprezyn za pomoca haka...idzie dobrze i nagle o nieeee tego nie da sie tak. Polowa sprezyn, a tu nie ma mowy, zeby to naciagnac ... zadzwonil dzwonek bo druga paczka z olejkami eterycznymi, ktora miala byc po 12, bo tak przyjezdza listonosz. Hmmm Karolcia obudzona, wiec po mlodego. Nie bylo ciekawie, bo od paru dni jest poirytowanay i nie mozna z nim sie dogadac. Wspomnaialam mu o tampolinie w ogrodzie, ale to tylko pogorszylo nastroj, nawet nie chcial kotlecikow co mu zrobilam. Weszlismy do domu i szybko polecial zobaczyc co jest w ogrodzie. Stwierdzil, ze nie chce trampoliny...no coz...ja na szybkiego zrobilam cieple jabluszko dla Karolci i zjadala ze smakiem. Obrazony siadl za mna i zjadl kotleciki. Ja juz tematu nie zaczynalam do 14, bo wtedy mloda wypija butelke i idzie na drzemke.
Od rana mialam bol w plecach a ze zapowiadalo sie ostro, wiec powzielam kroki...nasmarowalam miejsce 'tajgerem' kocia mascia i przyczepilam banke chnska niech wyciaga...Po kwadrasie sciagnelam i dosc intensywny placuszek wyszedl. Jeszcze nie czulam czy pomoglo.

Usnela... i sam przyszedl do mnie mowi ze idziemy do ogrodu...OK ubralismy sie i zaczelam kombinowac. Mialam troche czasu zeby pokombinowac w glowie jak te sprezyny naciagnac. Co trzecia wyciagnelam i takim sposobem naciagnelam na calosc, a potem uzupelnialam. Bylo ciezko, ale sie dalo. Potem pale zamontowac zeby zaczepic siatke...To byla masakra. Nie dalo sie z nim dogadac, a skrecanie jak on byl na trampolinie bylo jak zamiatanie okruszkow pod krzeslem jak dziecko je sucharka !
Przyszedl tata z pracy i juz mialam tylko jedno dziecko na glowie. Bo nie musialam radarowac czy sie obudzi i kiedy. Doszlo do tego, ze nie dalo sie i musialam go zaniesc do domu. Placzu bylo ze ho ho i nie przestawal przez godzine, az w koncu skonczylam !
Weszlam do domu i probowalam kilka sposobow, zeby w koncu sie uspokoil. Nic nie dzialalo. Tata tez probowal...Zjadlam kanapke i poszlam do niego...sposobem udalo mi sie dotrzec do niego. Nie musi isc do ogrodu jak nie chce. Widze ze jest smutny...i tak mu mowie...ja tez jestem smutna bo ty jestes smutny... i tak kilka razy... az w koncu mu mowie ze ja ide do ogrodu, bo tam sa kartony i musze je wsadzic do wora...bo jak przyjda kotki to moga zrobic siku... afujjjjjjjjjj albo kupke afuuuuuuu ....o nie a fuuuuuuuu i zaczelam przy tym robic strasze miny i mowie o nieeeeee bedzie smierdzialo.... a fuuuuuuu...i to go rozbawilo.... to ja ide tak mowi :) OK udalo sie...poszlismy i ze on idzie jednak poskakac :) A moje oczy sie smialy jak go widzialam takiego plasajacego. Ja tez musialam poskakac. Podobalo mu sie, ze jak ja skacze to on spada.

 Wieczorem poczytalismy znow MAMOKO i cos jeszcze w przeciagu 10 mnin spal. Ja za to 3 godziny ogladalam cos i dochodzialm do siebie. W zalozeniu bylo nic nie robie ! siedze ogladam pod kolderka z wyciagnietymi nogami. Nawet zakaz byl szydelka !
Teraz pisze i prawie nie czuje juz bolu w plecach. Pomoglo. Ale szkoda wieczoru bo mam jeszce 2 godziny wiec ide szyc. Mam do zrobienia 14 koszulek plus hafty. Tyle zrobilam leggins-ow wiec musi byc do pary koszulek. Forme zrobialm wczoraj i pierwszy egzemlarz lezy bosko.









poniedziałek, 20 stycznia 2014

Dzieki

A taki mily kacent dzisiejszego dnia. Po raz kolejny hustawka i jak wychodzil to powiedzial do mnie "dzieki" dwa razy, chyba zeby sie upewnic, ze napewno dobrze zrozumial koncept uzycia.
Ale takie rzeczy ciesza...
Szkoda, ze przeszla mu faza na mowienie "kocham" albo "I Love You" bo robil to bezblednie i z ogromna czestotliwoscia. Czekam... nadejdzie znow nieoczekiwanie.
Dzien byl straszny, bo tyle jakis emocji bylo, ze sam nie mogl sie odnalesc, a nic sie wiele nie dzialo. Poszedl do ogrodu, a ze tatus mu wszystko wrzucil do piaskownicy, wiec nie bylo zajawki na gotowanie. Juz ma przygotowane- powyciagane tam gdzie mam byc i moze jutro bedzie w lepszym nastroju. Ja sie nie moglam doczekac konca dnia, bo nie powiem, ale jak sa takie dni to wypatruje szostej ( bo wtedy idzie spac) jak dziecko pierwszej Gwiazdki.


niedziela, 19 stycznia 2014

Kojace klimaty

Od paru dni a moze ciut wiecej od rana do wieczora muzyka klasyczna. Delikatne tlo muzyczne, ktore w kuchni odpalam na kompie. Nie tylko dobrze dziala na mnie, ale i na dzieciaki. Jest o tyle spokojne, ze mozna naprawde sie zrelaksowac. Nie ma jakiegos szarania drutow, sporo znanych utworow.
http://www.nederland.fm/
Classic FM
Od trzech dni rano Dorian siada w hustawce, ja go bujam przy okzji zjem sniadanie i wypijam kawe. W spokoju tyle ze na stojaco :) Nawet do 40 minut wytrzymuje. Karolcia wtedy spi i ma spokoj w domu.

Szeptanie dziala cuda. Mowienie szeptem. Nawet w kryzysowych sytuacjach, kiedy jest sporo wrzasku. Najpierw ja, gleboki wdech i wydech i spokojnym szeptem zczynam mu tlumaczyc to czy tamto.

Plastelina, od kiedy poznal jej uroki, daje mu wiele satysfakcji. Coraz wiecej mowi co robi i co zrobil. Jak to z dziecmi bywa, nie zawsze wiem co to za wytwor.

Ogrod, a wlasciwie piasek i kopanie w ziemi. To go niesamowicie wycisza i wraca z poukladanymi myslami. Wie czego chce i nie ma scen. Zazwyczaj wraca glody jak wilk. Ostatnio poltorej godzinki siedzal w ogrodzie bawiac sie sam. Z roznym efektem. Wczoraj wykopal male drzewko, wiec jak ojciec wrocil z pracy to poszedl do ogrodu poprawiac zniszczenia. Piasek wszedzie i nie koniecznie w piaskownicy. Jest na etapie gotowania zup i robienia roznosci w kilku pojemnikach na raz. A wode to by chcial, zeby mu wiadrami przynosic. Ale ma zapowiedziane, ze tyle ile deszcz napada do misek tyle ma wody do zabawy.

Tyle mi sie udalo napisac jak sie hustal.

sobota, 18 stycznia 2014

Dzieci radary

Jak wiele zalezy od tego jak czlowiek sie czuje. Wczorj wstalam z mega migrena. Nie tak straszna jak do tej pory bywalo. O tyle lepsza ze moglam zjesc sniadanie i pic. Do tej pry bylo tak ze nawet lyk wody byl zwracany a wiec nie bylo mowy o polknieciu jakiegos "procha" przeciwbolowego. Co idzie za moim samopoczuciem wplyw na atmosfere i zachowanie dzieci. Na szczescie tato byl w domu to mialam pomoc.

Dorian zczytuje emocje i samopoczucie idealnie. Jak cos jest nie tak to licze sie z tym ze i on bedzie sie tak czy inaczej zachowywal. Od urodzenia ma w sobie taki radar ze jak mialam te migreny to ja siedzialam bez ruchu a on byl cicho i sam sie bawil. Co w noramalnej sytuacji bylo nie do pomyslenia zeby sam sie bawil. Ciagle wolal o pomoc w czyms. Roznie bywalo bo jak raz siedzialam i zamknelam oczy i jak sie obudzilam to nawet slowa nie bylam w stanie wydobyc...Piekna orchidea byla w strzepach a ziemia wszedzie... nie bylo co zbierac. Wstalam z bolem i jakims cudem sie schylilam i to posprzatalam. Nic mu nie powiedzialam...

Dzien nie byl taki straszny bo bywaly gorsze. Posiedzial 1,5 godziny w ogrodzie pogrzebal w piasku i pokopal w ziemi wiec wrocil wyciszony. Zjad miche zupy pomidorowej- ulubionej.
Zaskoczyl mnie swoim pieknym zdaniem "ide siku" do tej pory bylo chce siku i szedl sam. wiec jestesmy juz na dobrej drodze. Mala poszla spac popoludniu a my sobie "czytalismy" ksiazeczki. Czytanie polega na opisywaniu tego co jest na danje stronie i dorabianiu historyjek. Czytanie dla niego to jakas straszna rzecz i nie moze tego sluchac. Ale radosc jest z tego ze potarfi sie skupic na tym co "czytamy". MAMOKO piekna ksiazka bez tekstu. Jest masa szczegolow na kazdej stronie. Kazda postac pojawia sie na kolejnej i mozna do niej dopisywac swoje historyjki. On to uwielbia. Szuknie nowych postaci i zadawanie pytan mobilizuje do lepszego skupiania.

Dzien sie skonczyl tak ze o 17 chcial sie pohustac i usnol ! W hustawce. Przenioslam go do loka i tak juz spal do rana.

A tak wygladala orchidea... zdjecie nie oddaje calosci dramatu ale na tyle bylo mnie stac w danym momencie. Cudem siegnelam po aparat i pstryknelam :)



piątek, 17 stycznia 2014

List i w koncu spotkanie

W koncu dostalismy list z data kiedy mamy spotknie i dowiemy sie konkretnie jak jest diagnoza. W grudniu bylismy oststni raz. Trzeba bylo dokonczyc liste pytan do rodzicow. Ja jednak nie wytrzymalam i zapytalam kobiety...no ale cos ona czuje...jakie sa jej uczucia jezeli chodzi o diagnoze. Tak to autyzm. Oczywiscie zaznaczyla ze to dowiemy sie na nastepnym spotkaniu ale jakos mi ulzylo. Jakas taka szczesliwa wyszlam. A zapytalam o jeszce jedno mianowicie o szkole czy normalna czy specjalna...i odwpowiedz byla taka jaka przeczuwalam. Specjalna dla takich dzieci. To mnie uspokoilo a raczej ukoilo moje obawy. Zapisalismy go do Montessori i wyszlismy bardzo uskrzydleni. To byla jedyna opcja szkoly w jakiej widzialam swoje dziecko. Maialam z stylu glowy ze najlepsza byla by specjalna no ale trzeba bylo wybrac na "juz" wiec ta nam spasowala.

Po tamtym spotkaniu bylo mi dobrze i nawet nabralam wiekszego optymizmu niz juz mam.
Potem oczekiwanie na list i zaproszenie na spotkanie. A potem wielkie czekanie. Nadszedl Nowy Rok ale to bylo nic. Na to od jakiegos czasu nie czekam. Ale oczekiwanie na TO spotkanie odliczalam strasznie. Dzien przed to juz nawet pojawialo mi sie odliczanie godzin w glowie. Smieszne ale tak jakos to czulam.

Spotkanie....
Bylo dosc chaotyczne. Zaprosili nas do pokoju najmniej ciekawego w ktorym nie bylo zupelnie interesujach zabawek dla Doriana. I czulam ze bedzie kiepsko. Karolcia nie spala bo przeciez to nie jej pora a i duzo sie dzialo to nie miala by szansy na spokojna drzemke. Tatus na poczatku zajol sie synem wiec jego uwaga w koncu sie na czyms zawiesila. Ja sluchalam co kobietki mowia. no i padlo ze cala zaloga co miala kontakt z naszym dzieckiem jednozgodnie potwierdzili ze to autyzm. Dobra ale do rzeczy ...czego mozemy oczekiwac i w ktora strone mamy najpierw uderzac. Co ze szkola i jak to teraz bedzie wygladac.
Opcje sa takie: logopeda, fizjoterapeuta-integracja sensoryczna, no i pani ktora bedzie do nas przychodzic do domu obserwowac go i dawac nam jakies wskazowki. Z tego sie najbardziej ucieszylam. W koncu jakis po ludzku. A nie jakies suche testy i tylo. Napewno nie zarzy sie to szybko ze przyjdzie bo wszytko trwa. Opcja mi sie podoba bo dziecko jest w swoim otoczeniu i tu naprawde widac jak jest naprawde. No w 100% to naturalnie nie wyjdzie bo pani nie bedzie niewidoczna ale to juz pikus.
Zglasza go gdzies w jakiejs bazie i na tej podstawi bedziemy mogli sie skontaktowac ze szkola i zobaczyc jak ona wyglada. Nie wiem jeszcze gdzie sa te szkoly no tyle co sie zorientowalam to raczej nie tak blisko. Nie may auta i nie bedziemy miec wiec akcja rowerowa na duze dystanse odpada bo na chile bedzie fajnie siedziec a tak dzien w dzien tyle czasu to mi nie wysiedzi. Jest opcja busa. Zabieraja dziecko z pod domu i przywoza pod dom. I to bylo by idealne rozwiazanie. Koszty? nie wiem. Ale jak by nie bylo pada, korki itp to juz mi odpada stres czy bede na czas czy nie. A wiem zie nie ma mowy o spoznieniniach bo poprostu o tej i otej zamykaja szkole i tyle.

Wiecej szczegolow bedzie w maire napierania rozpedu.  

czwartek, 16 stycznia 2014

Klucze do nowego swiata...

"Kiedy jes­teś za­kocha­ny, wszys­tko zaczy­nasz widzieć w no­wym świet­le; sta­jesz się hoj­ny, prze­baczający i miły w sy­tuac­jach, w których wcześniej by­wałeś twar­dy i podły. W sposób nieunik­niony ludzie zaczną po­dob­nie reago­wać i wkrótce prze­konasz się, iż żyjesz w świecie ogar­niętym miłością, który ty sam stworzyłeś. Al­bo przy­pom­nij so­bie ok­re­sy, kiedy byłeś w złym hu­morze i jak wszys­tko cię de­ner­wo­wało, sta­wałeś się po­dej­rzli­wy, podły i wręcz pa­ranoidal­ny. Widziałeś, jak in­ni ludzie reago­wali na two­je zacho­wanie w po­dob­nie ne­gatyw­ny sposób, i nag­le zdałeś so­bie sprawę, że żyjesz we wro­gim świecie stworzo­nym przez two­je myśli i two­je uczu­cia."

Anthony de Mello