środa, 26 lutego 2014

Dam rade !

Ale pogoda ! no az sie chce wychodzic :)

Standardowo w pakiecie dnia mamy jedno wyjscie spacerowe przed poludniem, a wlasciwie o 10 po jedzienu Karoliny. Dzis o 9 juz byl w ogrodzie, wiec nie jechalismy nigdzie pozniej. Narazie puki jest zimno tak funkcjonujemy. Wiem jak dziala jak o jedno wyjscie jest za duzo, ale to nie takie straszne jak to, ze jest ta niereguralnosc. Tego nie ma w planie, wiec pozniej jest rozdrazniony. Wiec nie dodaje sobie niepotrzebnych emocji.
Dzis jednak stwierdzilam, ze jedziemy. No pieknie jest i koniec. Zobaczymy co nam dzien przyniesie. Krazylam troche nieznanymi uliczkami, zeby znalesc jakis nowy plac zabaw. Dwa nie spasowaly i tak wyladowalismy na ogromnym, ale bezdzietnym. No byl jeden "niegrozny" chlopiec.
Dorian jak ma za duzo bodzcow to zaczyna swirowac i pozniej jest go ciezko ogarnac. Nie wie co moze, a czego nie moze, nie zna granic jezeli chodzi o dzieci i rozne sa tez jego reakcje na sytuacje...Pchanie, uderzanie to taki standard w przedszkolu....ale juz niedlugo :)

Wiec, troche pokopal w piachu przeszedl przez most i tak jakos stwiedzil "nie podoba" no coz... zapytal czy moze na ta wielka zjezdzalnie, ale ja na taka z nim nie wyjde. Na takiej tez nigdy nie byl, wiec tak tez mu wytlumaczylam. Widzial jak chlopiec zjezdza i ze on chce! a dasz rade sam wyjsc? pytam.... bo ja sie boje i Ci nie pomoge ON: dam ! i ruszyl ja troche w strachu, ale widze, ze idzie, wspina sie i calkiem dobrze wychodzi po tych drabinkach. Widzialam kiedy sie wachal, bo chodzilo o wysokosc, ale mowie: dasz rade! no i wyszedl, usiadl no i strach go przelecial, wiec krzycze do rury od dolu:

no pusc sie !!!

slysze smiech i powtorzylm pare razy i ruszyl ! jaki szczesliwy, jaka radosc :) i poszlo juz pozniej gladko. Jak siedzial na gorze to pytal czy jestem na dole dla upewnienia, a ja mu odpowiadalam, ze ma sie puscic i nogi podniesc, zeby sie nie blokowal przy zjezdzaniu :)
W sumie zjechal 5 razy, pozniej juz bylo dziko, bo doszla dziewczynka i ten chlopiec. Dostal glupawki i nie patrzyl jak wchodzi, nogi mu sie plataly i nie docieralo do niego nic co do niego mowilam. Potem udalo mi sie go z tamtad zabrac choc nie chcial ! obiecalam, ze przyjedziemy i napewno to zrobimy.

Widzialm, ze byl bardzo dumny, ze swojego wyczynu ja nie mniej tez.
Fotek nie ma bo nie wzielam sprzetu, ale nastepnym razem nadrobie zaleglosci.

2 komentarze:

  1. Oj Ty Gapo,aparat jak parasol noś i przy pogodzie,bo inaczej jak zobaczę tego mojego Rozrabiakę w akcji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba wiem, o który plac zabaw chodzi :). Przyznam, że i mnie ta wielgachna zjeżdżalnia przerażała. Cieszę się, że Maja byla na tyle malutka, żeby nie mieć potrzeby zjeżdżania z takiej wysokości ;).

    OdpowiedzUsuń