poniedziałek, 24 lutego 2014

Trzy poranki...

i blizej natury...

Nie bylo jakos ostatnio strasznie deszczowo, a i reguralnie jezdzimy na spacery i kopanie w piachu...w ogrodzie tez sporo kopie, ale cos jest nie do konca tak jak powinno, ale CO???

W zeszlym roku podobne klimaty byly, ale nie az takie ja tym razem. Objawy to grzebanie w kwiatkach donicowych a wlasciwie wykopywanie kwatkow i zabawa ziemia. Juz sama nie wiem jak to nazwac i o co chodzi.

Dzien pierwszy hmmm, nie bylo nic co by zapowiadalo zmiane, no ok. obudzil sie w nocy cos tam pomamrotal poszedl spac. Wstal wczesnie, ale o ktorej to nie wiemy... salon zamkniety no, ale nie na klucz bo takiego nie posiadamy w drzwiach. Pchnie mocniej  drzwi i zamknie za soba i dziala... to z kolockami, to plastelina no albo sobie kimnie do rana. Ja spie z Karolcia w sypialni, wiec wiele nie slysze zreszta jak chce to to potrafi cichaczem to i owo.
Karolcia sie obudziala na butelke jakos 5.30 i poszlam zobaczyc czy juz wstal. Hmmm, cos grzebal po szafkach w kuchni, bo widze, ze krzeslo przy meblach stoi. No proste, maslo orzechowe lyzka wyjadac uwielbia wiec to. OK. zje max 3 lyzeczki i to tyle. On je jak potrzebuje, ale wie kiedy ma skonczyc. Wchodze do salonu i oczom nie wierze !!! kwiatek normalnie / nienormalnie w stanie rozsadzania no masakra....ja furia na maxa, mowie mu, ze jestem zla za to co zrobil i wykrzyczalam, ze za to co zrobil dzis bajek nie bedzie i poszlam do kuchni zrobic sobie kawe. Juz wiedzialam, ze nie wroce do lozka. Cos pomruczal, ale zlosci jako takiej nie bylo co mnie zdziwilo...zatrzasna drzwi i cisza... ja bylam tak pochlonieta zrobieniem tej kawy, ze jak dla mnie to trawalo gora dwie sekundy....otwieraja sie drzwi...ON : juz kwiatuszek nie jest smutny, juz nie placze .... ja nie wiem o co mu chodzi, wiec ide zobaczyc co sie tam podzialo...no pieknie zakopany jak umial, jedna sztuka po ziemia a dwie tak z boku...ale zrobil to co umial zeby naprawic blad. Tak widzialm, ze mu przykro i dostal bajke.






Dzien drugi. No nie.... Tata wstal do pracy, a on chyba o 5 on juz byl w salonie i kawiatek tez JUZ zdewastowany... wiec, nie wiemy o ktorej roslinne moce go zdarly z lozka zeby zdazyl sobie pogrzebac w ziemi. Dobrze, ze drugi bo zamienial je miejscami... Jak ja wstalam to myslam, ze wyjde z siebie i tylko mu wykrzyczalam, ze dzis juz napewno nie bedzie bajek. A dokladnie to bylo tak ze tak ok 6 wstalam bo Karolci ida zeby i zdarla ja biegunka...wiec cisza w salonie i mysle...a zajrze zobacze... siedzi grzecznie przy stole z palstelina w reku... och jaki slodziak...ale widze, ze koszula taty lezy na podlodze, wiec pomyslalam...eee podniose niech tam  nie lezy... i jak juz doszlam w miejsce koszuli i zerknelam na kwiatak nosz- ja-nie-moge......
Caly dzien bez bajek bylo. Ciezko, ale nie tak jak myslalam. Udalo mi sie zrobic i obiad i pobawilismy sie i jak musialm Karolcie karmic to akurat szedl jesc jogurt albo jablko wiec super.

Dzien trzeci jak juz nie mialam sily nic mowic i reagowac...poprostu posprzatalam i tyle. Pomagal mi przy kazdym razie. Zmiotke i szufelke przyniosl, a to odkurzaczem, a to scierka no pomagal jak umial. Ale to nie zmienia faktu ze 3 dni z rzedu  w kwiatkach grzebal. Juz dzis te kwiatki wynioslm do sypialni. A aloes do kuchni. Co jutro ??? oby nic.
Plus jest taki ze jest na odwyku bajkowym i jest fajniejszy. Tak jak przed pojawieniem sie Karolci nie bylo bajek tak teraz pewnie wrocimy do starego zwyczaju i tylko raz na jki czas cos obejrzy. Nasz rytm dnia jest calkiem stabilny. A Karolcia juz jest wieksza i nie musze jej poswiecac tyle czasu co na poczatku.

Dzien czwarty bez wpadki. Sam sie prosil o to, zeby mu ograniczyc bajkowanie i ma. Teraz jest tylko jedna dziennie. Jest juz roznica w zachowaniu i jest coraz spokojnieszy i wiecej sie bawi. Jednak bawi to czesto bywa tak, ze mnie lub tate ciagnie, zeby sie z nim bawic. Co oczywiscie nie jest zle ale .... z czasem zacznie sie wiecej sam bawic i ja w niego wierze.

Ja to mam taka teorie, ze dzieci same mi pokazuja na co sa w danym momencie gotowe lub co potrzebuja. Uwaznie je slucham i obserwuje,wylapuje najmniejsze elementy i potem skaldam w calosc. Rzadko kiedy sie myle, lub zle zinterpretuje zachowanie lub potrzebe. Nie mowie, ze jestem nie omylna, bo i to tez sie zdarza i widze swoje bledy dosc szybko.
Dzieci sa madre i na swoj sposob daja znac o swoich potrzebach. Trudniej jest jak nie mowia, ale da sie. Dorian zaczol mowic, ze tak powiem grubo po 3.5 roku. Potem coraz wiecej i wiecej, ale tyle czasu na migi i dzwieki? wiec mam wprawe. Nadal jest mu ciezko odpowiedziec na jakies pytanie albo dlugo zajmuje mu odpowiedz i nie koniecznie jest prawda...ale doceniam starania. Widze, ze jak o cos pytam to szuka w glowie i uklada te swoje puzle co do czego pasuje i widze ze dziala, wiec cierpliwie czekam na odpowiedz  :)
Jestem daleka od stwierdzenia, ze dzieci nas wykorzystuja ile sie da.
Cos w tym jest, ale to raczej tak jak ja to widze to jest tak: dziecko czuje, kiedy jest sie niezdecydowanym i kiedy nie ma konkretnie wyznaczonej granicy do czegos lub kogos. I co jeszcze? czy ktos jest konsekwentny czy nie. To zapamietuje. A to pozniej mozna interpretowac jako, ze nas wykorzystuje...


1 komentarz:

  1. Biedne,oj biedne te kwiatuszki,ale najważniejsze,że postarał się naprawić szkody jakie wyrządził,tak jak umiał najlepiej.Brawo Wnusiu.

    OdpowiedzUsuń