poniedziałek, 3 lutego 2014

Jak na spowiedzi...

Pierszy raz kiedy padlo pytanie o autyzm bylo jak Dorian mial rok i dwa miesiace. Mam znajona terapetke-holenderke, ktora pracuje w szkole specjalnej z dziecmi niepelnosprawnymi i autystycznymi. Przyszla do mnie po odbior spodni ,ktore jej uszylam. Nie mialam pojecia co to autyzm, ale obilo mi sie cos o uszy. Jakies skromne pojecie mialam co to i jak to wyglada.  Bylo to bardziej zaslyszane i gdzies w przelocie na jakims programie widzialam. Nie chcialam sie w to zaglebiac tak sama od siebie, ale stwierdzialm ze jej zapytam, jakie sa objawy i jak to wyglada. Lepiej od fachowca cos uslyszec, niz szperac cos po necie. Dorian jeszcze wtedy byl "normalnym" dzieckiem. Martwilo mnie tylko to ze uderza glow o stol. My sobie tlumaczylismy to tak ze pokazuje nam, ze jak sie uderzy to daje nam do zrozumienia, ze sie uderzyl i go zabolalo. O cos jeszcze zapytalam, ale teraz nie pamietam. Odpowiedziala mi na pytanie, ale wtedy chyba za malo bylo symptomow i powiedziala, ze nie to nie autyzm. Z czasem dziecko roslo i pojawialy sie nowe rzeczy, ktore mnie martwily. Jak to bywa znajomi z otoczenia mowili ze a to nic takiego on z tego wyrosnie. Jest "lobuz" tak sie potocznie mowi. Jednak mi nie dawalo to spokoju i zaczelam szukac i interesowac sie tematem. Nie jakos obsesyjnie, ale tak co jakis czas ciut poczytalam. Nic na to nie wskazywalo, ze jednak to bedzie to, bo jak sie czlowiek zaglebia w temat to wiekszosc zupelnie nie pasowala do naszego obrazka.
Dorian mial dwa lata i dwa miesiace pojechalismy do Polski na wakacje do dziadkow. Hmmm juz przed wyjazdem byl jakis inny rozdrazniony i wiele rzeczy nie byly do konca "normalne" w moim mniemaniu. Najbardziej to mnie martwilo to krecenie w kolko i chodzenie na palcach. Nie docieraly do niego uwagi, ze cos nie mozna robic, ze tak nie mozna sie zachowywac w stosunku do innych. I jeszcze wtedy stosowalismy metode "do kata" czyli w naszym wypadku musial isc i chwile posiedziec pod sciana. To byly dramatyczne sceny. Kazdy kolejny raz nawarstwial wiecej emocji i negatywnego zachowania. Nie mailam pomyslu jak mu pomoc, zeby zrozumial, ze cos robi nie tak. A ja sama juz bylam strzepkiem nerwow.

Udawalo mi sie go na chwile wyciszyc. Przed wyjazdem juz zaczelismy zabawy z plastelina. Do michy wsypywalam groch, ryz i fasole, on siadal i tam sie bawil. Przesypywanie do pojemnikow. Koparki ladowaly zairana i przesypywanie dawalo mu wiele radosci, a przy okazji wyciszalo. Rysowanie i malowanie bylo tez dobra forma na skupienie. Choc w niewielkim stopniu.



Staralam sie go postrzegac jako "normalne" dziecko. Po kazdej rozmowie ze znajomymi, ktorzy nie widzieli nic martwiacego, a juz wogole nie autyzm, probowalam do niego mowic i jednak postrzegac zwyczajnie. Niestety skutki byly odwrotne. Wracalam dosc szybko do tego co juz wypracowalam i co sie sprawdzalo w naszych relacjach. To dzialalo i widzialam, ze sie rozwija i ja mu w tym pomagam, a nie utrudniam. Takie przekonywanie mnie, ze jest ok jeszcze bardziej mi pokazywalo ze jednak nie. Nie da sie nie czuc. Matka zawsze bedzie miec swoja intuicje.

Wyjazd byl bardzo udany, ale przyniosl ogrom emocji i tematow do przemyslenia. Teraz z perspektywy czasu wiem co uruchamialo u niego takie zachowanie.
Po powrocie spotkalam sie z ta moja znajoma i troche mi bardziej nakreslila pewne zachowania. Juz wtedy miala inny obraz sytuacji. Co jakis czas pytalam jej co to i tamto moze byc, czemu tak to czy tamto robi. Wiec teraz juz dala mi bardziej ukierunkowane rady. Nie mogla mi powiedziec ze to autyzm, bo ona nie jest od diagnozy. Wspmniala mi jak moge to sprawdzic i gdzie sie udac z problemem. Ja jednak stwierdzialm ze sama sprobuje.
Juz jakis czas temu zaczelam z nim zabawy w kierunku montessori i dawaly ogromne rezultaty. Wiec kontynuowalam. Dostalam mega rade. Zeby wyciszyc dziecko i mu pomoc, sama najpierw musze sie wyciszyc. Zatem tak tez zrobilam.

W pokoju Doriana po przeprowadzce bylo dosc chaotycznie. Masa zabawek, kolorow. Bylo to ladnie poukladane, ale jednak zaczelam od zmian w pokoju. Totalny minimalizm. Inspiracja bylo montessori. Az sie zrobilo przyjemniej. Tak spokojnie. Juz wtedy wiedzialam ze ilosc bodzcow nie tylko od ludzi ale od rzeczy daje mu mega metlik.
Ja znalazlam droge jak mam sie wyciszyc, wiec mialam lepsze pole manewru. Wycofalam calkowicie karanie, siadanie pod sciana, bo to tylko dodawalo emocji, a on z tego wzgledu mial wiecej frustracji.
Doszedl element, ktory bardziej mnie zmotywowal do spokojnego trybu dzialania. Dowiedzialismy sie, ze za dziewiec miesiecy pojawi sie nowy czlonek rodziny.
Nie karanie zadzialalo z dnia na dzien. Bylo mniej sytuacji, ktore dawaly powod do zlosci i kolejnego robienia rzeczy niechcianych. Oczywiscie zdarzaly sie sytuacje, ale to juz nie w takim wymiarze jak do tej pory.
Spokoj uratuje sytuacje, tak bym mogla podsumowac.

Piekne rzeczy zaczely sie dziac. Zrobilam harmonogram dnia, co bedzie po koleji. Kiedy jedzenie, zabawa i jak zabawa i kiedy kapanie i spanie.

Kuchenne zajawki. Duzym czynnikiem kojacym bylo wciagniecie go w "dorosle zadania" przygotowywanie zup, potraw. Najbardziej upodobal sobie krojenie. Pieczarki byly faworytkami. Ale i marchewka, ogorek, banan, jablko. Robienie ciast, zwlaszcza tych, ktore trzeba zagniatac.



Piskownica. Zima jak bylo tak zimno, nie bylo wyjscia do ogrodu. Wiec co zrobilam? najpierwbyla material, potem kupilam cerate taka na stol i rozkladalam w lazience i tak sie bawil piaskiem. Fak, ze piach bylo w domu, bo roznosil, ale byl tez spokoj i jego radosc.


Bajki. Wycofalismy calkowicie ich ogladnie. Jedynie co, to ogladal ze mna programy kulinarne. Widzial jak sie kroji i co po koleji robi.

Wiercenie i srubki. To bylo fantastyczne cwiczenie. Sporo razem wiercilismy w deskach. Srubki razem wkrecalismy i dziecko mialo wielkie poczucie bycia "doroslym". Robienie pod nadzorem rzceczy niedzieciecych bylo cudownym lekarstwem.

Ksiazki. Im mniej tekstu, lub wogole, a wiecej elementow na stronie tym lepiej. Doszlo jeszcze jedno fajne cwiczenie. Koszyk z ze zwierzatkami, koparkami i szukanie tego w ksiazce.

Wyjscie do sklepu bylo juz trudne, wiec zaprzestalam robienia zakupow z nim. Mimo ze siedzial w wozku to cyrki z kreceniem sie i krzykami byly paralizujace. Ja odlatywalm, a mialama jeszcze przeciez brzuch, ktory domagal sie swietgo spokoju. I tu zaczely sie schody. Im bardziej ja bylam niedostepna, bo sie zle czulam, to nasze zabawy zanikaly, a co za tym szlo Dorian wracal do stanu z przed kilku miesiecy. Tata sie staral ile mogl, ale to nie to samo.

I stalo sie. Urodzila sie Karolina. Poczatek byl dobry, ale... trwal krotko i zaczely sie schody. Uruchomilo maszyne generujaca negatywne emocje. Tak wiem, kazde dziecko pokazuje zazdrosc, ale to nie bylo to.

Zdecydowalismy jednak, ze nic wiecej ja sama nie wskoram, a za rok ma isc do szkoly jak skonczy cztery lata. Malo czasu, ale trzeba bylo powziac kroki. Trzeba to sprawdzic. Wiec po powrocie z kolejnych wakacji - zeszlorocznych zaczelo sie zalatwienie. No i tym sposobem we wrzesniu mielismy pierwsza wizyte, potem kolejne, a w styczniu diagnoza, ze to jednak autyzm.

Poczulam ulge, jak dostalismy taka wiadomosc. A pytanie znajomych dlaczego? ze cos nie gorszego? moze i tez, ale tak tego nie rozpatrywalam. Jest to ulga, ze juz wiem co jest nie tak z moim dzieckiem. Nie mam juz chaosu w glowie i nie pytam sie w kolko co to jest...czemu tak robi...a czemu tak nie robi...
Ktos kto nas zna a wlasciwie Doriana nie moze uwierzyc, ze ma autyzm. Wyglada swietnie ( jest przystojniak, ze hej) motorycznie nad wyraz rozwiniety i co? W mniemaniu wielu ludzi jest poprostu "rozrabiaka" wszedzie go pelno, no taki typowy lobuz. Autyzm jest "nowoscia" tak jak kiedys byl AIDS i teraz pewnie ADHD i rak. To, ze ktos kiedys nie mial zdiagnozowanego autyzmu nie znaczy, ze go nie ma. Po prostu, przeszedl ciezka droge, zeby nauczyc sie zyc z ludzmi lub kolo nich. Na tyle, ile dal rade wyuczyl sie mechanicznie tego co mu bylo potrzebne i radzi sobie. Tyle wiem, jestem dopiero na poczatku przygody, ale podoba mi sie.
Teraz tylko kwestia pomocy specjalistow. A tu taka mozliwosc mamy i to w szerokim wydaniu.

Latwo nie jest. Sa plusy i minusy. Dostrzegac plusy, a minusy inspiruja mnie do kreatywnego rozwiazywania problemu.

2 komentarze: