Tytul to mi sie udal, a czmu ? o tym dzis.
Dorian mial tendencje do chowania rzeczy...ale byl tez etap
wyrzucania do kosza...bylo minelo, ale nie obeszlo sie bez wrazen. Dwa lata
temu jak sie tu wprowadzialismy, nagle znikl zegarek taty...no nie ma i koniec.
Tydzien bylo poszukiwana, ale niestety bez rezultatu. Dalismy sobie spokoj.
Tata musial miec zegarek, wiec nie pozostalo mu nic innego jak kupic nowy. Minelo
ponad pol roku, a ja troche sie ogarnelam po tej przeprowadzce i poszlam po
jakos rurke do „schowka” cos w rodzaju piwnicy. Cos mi sie rzucilo w oko, no co
to za zlotko tam wcisniete...no nie moglam uwierzyc oczom. Pedem na gore i
pytam meza, czy wie czego szukalismy przez baaaardzo dlugo czas... oczywiscie
odpowiedzial, ze nie wie ale jak mu pokazalam to nie mogl uwierzyc. Zegarek sie
znalazl. Jakos ciezko mi bylo uwierzy,c ze Dorian go wyrzucil, ale po tak
dlugim czasie poszukiwan stracilam nadzieje. Po tym zdarzeniu mialam jednak wiecej
wiary w naszego syna. Nastepnie znikl klucz do sypialni...ale zalozylam, ze sie znajdzie J
i sie znalazl.
Ostatnio znow wrocilo...kolene poszukiwania, bo nie ma
klucza od pracowni. Mamy zapasowe, wiec tych uzywamy. Tym sie nie martwilam. Znajdzie
sie! Minelo 2 tyg. Moze wiecej i sie znalazl. Byl miedzy skrzyniami, w ktorych
sa gramofony schowane. Centaralnie w salonie, bo z nich jest zrobiony stolik „orzykanapowy”
W tym samym czasie: jest wtorek
zeszlismy na dol zeby sie „zapakowac” do roweru. Karolcia zapieta pasami w
kabinie. Dorian siedzi tez zapiety, ja do kieszeni po klucze do roweru ... NO
NIE MA! Torebka przeszukana plaszcz kilka razy i nic. Wypinanie dzieci z pasow
i na gore po zapasowe klucze. Pojechalismy do przedzszkola i jak wrocilam to
popatrzylam we wszystkie miejsca gdzie mogly by byc. Niestety bez rezultatu.
Jezdzilismy na zapasowych. Mezowi nawet nie mowilam, bo by po nocach nie spal,
a przez okno to by co piec minut patrzyl czy rwer stoi. Ja tam wierzyslam, ze
sie znajda. Tyle rzeczy sie znalazlo, to czemu nie to. Przeszlo mi przez mysl
moze by kupic nowe zapiecie i lancuch, ale jakos tak mialam w glowie ulozone,
ze to sie znajdzie. Nawet juz nie szukalam poprostu zostawialm to tak jak bylo.
W momecie jak dzieci byly zapiete pasami pytam Doriana,
gdzie jest klucz do roweru? Gdzie go schowales? Pokazal na okna i powiedzial:
tam. Ale ja sie pytam gdzie? On: w domu... i wszystko jasne. Tak wiec mialam
podstawy zeby wierzyc, ze sa w domu J
Wczoraj zawiozlam go do przedszkola. Karolcia po mleczku
zapakowalam w fotelik, zeby jej nie budzic i wyciagac z lozeczka jak bedziemy
musialy wyjechac po mlodego. Bujam ja chwilke i tak patrze i oczom nie wierze.
SA KLUCZE! Tak pieknie leza, ze do tej pory ich nie zabralam. Zrobila fotke i
bede dlugo cieszyc sie tym, ze trzeba wierzyc w dziecko!
Nie ma to jak:WIERZYć W DZIECKO.
OdpowiedzUsuń